Cudze chwalicie, …
Znakomite artykuły, reklamy wychwalające walory turystyczne znanych kurortów, czy to w Polsce czy zagranicą przyprowadzają nieraz o zawrót głowy. Pochłaniamy je często jak najlepszy rarytas, ulegamy modom i w owczym pędzie udajemy się tam, gdzie wszyscy.
A tak naprawdę wybieramy tłok, hałas i zamiast wypoczęci, to wracamy zmęczeni. Niedoceniamy ofert małych miejscowości, gdzie w swojskich warunkach, pośród malowniczych krajobrazów z doskonałą infrastrukturą turystyczną i sportową oraz znakomitą kuchnią możemy skorzystać z mniej wyświechtanych propozycji wypoczynku. Gdzie będziemy mieć możliwość zabawy, aktywności fizycznej na łonie lokalnej natury: w lesie, na łące, w kwitnących wiosną sadach, ogrodach, pośród łanów złocistych zbóż na polach. Możemy ożywić pamięć z lat dziecięcych i dać upust swojej wyobraźni , i wykorzystać możliwości, które oferuje region. Możemy poznać historię, która nieraz zaskakuje swoją barwnością. Zwiedzić niesamowite miejsca. A gdy tego nam mało, możemy dla odmiany w tym samym miejscu, w komfortowych warunkach skorzystać z propozycji aktywnego wypoczynku. Z reguły w takich miejscowościach nie brakuje basenów pływackich czy nawet aqua parków, siłowni, gabinetów odnowy biologicznej, boisk do gry w piłkę, kortów tenisowych, działają też wypożyczalnie rowerów, są piękne szlaki rowerowe i piesze. Można też oddać się błogiemu lenistwu i korzystać z beztroskich chwil w luksusowych hotelach lub pensjonatach ze świetną kuchnią oferującą lokalne specjały.
Nasz polski krajobraz
Samochód mija wsie, raz poskakując trochę na wyboistej drodze, raz sunąc po ładnej nawierzchni z zagospodarowanymi poboczami. To efekt mojego wyboru drogi mniej uczęszczanej, z dala od wielkomiejskiego ruchu.
W obejściach gospodarskich panuje cisza, gdzieniegdzie widać stado gęsi, kur albo tylko stróża podwórka - psa. Za szybą ukazują się coraz to nowe oblicza krajobrazów i budowli, które jak np. zabytkowy drewniany kościółek we wsi Tursko są na pewno warte obejrzenia. W dodarciu do celu, w przeważającej części podróży towarzyszy mi jednak ogromna przestrzeń zaoranej, żyznej ziemi przygotowanej do wiosennej wegetacji roślin. Płaski obraz urozmaicają niekiedy widoczne w oddali skupiska leśne z ciężko zawisłym nad nimi niebiesko-stalowym niebem.
W pobliżu Pleszewa zauważam dużo gospodarstw szklarniowych. Widok, jak się okazuje, wcale tutaj nie taki rzadki. Region bowiem słynie ze szklarniowej uprawy pomidorów. Za sprawą tego pysznego i zdrowego warzywa, z którego przyrządzono gigantyczną sałatkę, miejscowość znalazła się ponoć nawet w Księdze Rekordów Guinnessa.
Jak tu pięknie!
Takim okrzykiem przywitałam pleszewski Rynek. W pierwszym momencie skojarzyłam go z sandomierskim Starym Rynkiem, tylko że w miniaturze. Stojące ciasno jedna przy drugiej wokół Rynku kamienice zachwyciły mnie historyczną architekturą.
Jedne odrestaurowane, inne czekają na odnowienie. Wszystkie ciekawe - różne: wąskie, szerokie, niskie, wysokie, ze zdobieniami i bez. Każda podzielona na części handlowo-usługową na parterze i mieszkalną na wyższych piętrach. Na dachach niektórych z nich widać ich skrzydlatych lokatorów.
W środku zabytkowy Ratusz, we wnętrzach którego działają władze miasta i gminy. No i ten plac. Widok jego unikatowego zagospodarowania zatkał mi dech w piersiach. Spacer po nim okazał się czystą przyjemnością. To taki mały raj z ogromnymi bonsai pośrodku kamienistych klombów, szpalerami drzew z koliście przyciętymi koronami, żywotnikami, choinkami, ławeczkami. I choć wybrukowany, to zachował same zalety małomiasteczkowego stylu. Ma jeszcze jeden niewątpliwy walor – ładne, nawiązujące do historii miasta stojaki na rowery.
Zresztą Rynek zadziałał wizualnie nie tylko na mnie. Jak można przeczytać na stronie UMiG: w 2006 roku został wyróżniony w konkursie Modernizacja Roku.
Ten ideał ma jednak jedną skazę. Nie od razu zauważalną dla turysty. Brak parkometrów przy miejscach do parkowania samochodów i czytelnych informacji, gdzie opłatę za postój auta można uiścić. Trzeba naprawdę wytężyć wzrok i specjalnie szukać, aby znaleźć tabliczkę z komunikatem na rogu jednej z uliczek wiodących do Rynku. Dla nieobeznanego w terenie gościa, taki defekt może zakończyć się przykrą niespodzianką – mandatem od Straży Miejskiej.
Na ciastko do muzeum
Niedaleko Rynku znajduje się jedno z miejscowych muzeów – Muzeum Piekarstwa. Nie odnalazłszy jego szyldu na żadnej z kamienic, postanowiłam spróbować ciastka w jednej z ciastkarni. Jak się okazało, trafiłam w samo sedno. Wnętrze ciastkarni – piekarni jest tylko przystankiem w drodze do muzeum. Zaplecze ciastkarni kryje bowiem ojczyznę rodziny Vogt, która zafascynowana rzemiosłem uprawia je od pokoleń.
Wnętrza muzeum urzekły mnie różnorodnością eksponatów i barwnością. Prowokowały wyobraźnię. Wciągały argumentacją powiedzeń i haseł. Takich jak chociażby: „Bądź dobry jak chleb” albo „Chcesz żyć zdrowo jedz razowo”.
Muzeum na co dzień nie jest czynne. Można je zwiedzać po uprzednim uzgodnieniu. Turyści je odwiedzający mogą też wziąć udział w warsztatach, podczas których pokazuje się jak samemu wykonać figurkę z ciasta. Uczestnicy takiego spotkania otrzymują od muzeum Dyplom Mistrzowski.
Synonim aktywności
Pleszewską atrakcją jest niewątpliwie nowoczesny Park Wodny „Planty”. Wybudowany w 2012 roku obiekt jest idealny dla wszystkich pragnących czynnie i zdrowo spędzić czas.
Oferuje się tu różnorodne przeżycia: pływanie, masaże, aerobik w wodzie, zajęcia fitness i w siłowni. Dla zdrowia i urody można też skorzystać ze strefy spa z saunami: fińską, parową i aromatyczną, zrelaksować się na podgrzewanych leżankach.
A dla spragnionych rozrywki magnesem jest 4-torowa kręgielnia bowlingowa.
Nie brakuje tu także nowoczesnego lokalu gastronomicznego oferującego m.in. świeże soki z marchwi i owoców. W przytulnym barze można na chwilę usiąść i odpocząć lub pogawędzić z przyjaciółką mając jednocześnie stały podgląd na to, co dzieje się za szklaną ścianą wewnątrz basenu.
Do tego dochodzi niezwykła uprzejmość i gościnność personelu. Tutaj się czuje, że wszystkich łączy dobry humor i serdeczność.
Nic dziwnego, że kompleks i przyjazne traktowanie pozostanie na długo w mojej pamięci.
Mam tylko jedno „ale”. Jak na tak współczesne rozwiązania niestety zapomniano o szatni. Jej brak w holu przy kasach wprawił mnie w niemałe zakłopotanie. Wprawdzie przy kręgielni na niższym poziomie jest miejsce do zostawienia nakrycia i obuwia, to jednak jest ono pozostawione bez dozoru i dla korzystających z basenu bardzo niewygodne.
W galerii: Park Wodny Planty.
Przeczytaj także:
- Pokazowa Zagroda Zwierząt w Gołuchowie (Wielkopolska) odwiedzana przez ponad 100 tys. osób rocznie